Wywiad z Aleksandrą Krupską

23.11.2020 | kielczyk.pl |

Rozmowa z Aleksandrą Krupską – psychoterapeutka, terapeutka par, seksuologiem, interwentem kryzysowym i coachem PCC ICF.

Profil Aleksandry Krupskiej – seksuologa i psychoterapeutki

W dzisiejszych czasach wszyscy zmagamy się  z mnogością nowych problemów wynikających z pandemii. Pojawiło się ogromne zapotrzebowanie na wsparcie psychologiczne i psychoterapeutycznie we wszystkich aspektach. Pandemia odcisnęła swoje piętno na wszystkich sferach naszego życia i problemy emocjonalne zintensyfikowały się. Podczas gdy wcześniej klienci zgłaszali się do mnie przeważnie
z jedną sprawą, teraz problemy rozlewają się i rzutują na wszystkie lub większość sfer życia.

Przenikanie światów

Pracownicy, menadżerowie, rodzice, dzieci, znajomi – wszyscy doświadczamy mieszania się życiowych ról, które wcześniej były jasno zdefiniowane, a teraz zacierają swoje granice. Czujemy zamęt, zagubienie i frustrację.

Jednym z podstawowych i najtrudniejszych teraz problemów dla wszystkich jest mieszanie się różnych światów na jednej przestrzeni; zarówno w wymiarze fizycznym, jak i mentalnym. Życie rodzinne, praca czy nauka dzieci od wielu miesięcy odbywa się w tym samym miejscu, w domu. Nieustannie trzeba godzić różne role i interesy innych domowników. Zacierają się granice pomiędzy pracą, szkołą a domem, co rodzi wiele nieporozumień i napięć.

Kto lubi homeoffice

Po ponad 10. miesiącach obostrzeń i zamknięcia przywykliśmy trochę do takiego życia. Jesteśmy już w nieco innej sytuacji, ponieważ wiemy dużo więcej, niż na początku pandemii. Odkryliśmy, co w zmianach nam się podoba, a czego szczególnie nam brak. Przykładowo – jest grupa osób, jak „nocne marki”, którym dopiero pandemia pozwoliła swobodnie funkcjonować. Wreszcie nie czują się uciśnieni porannym wstawianiem i mogą dużo efektywniej wykonać swoją pracę wieczorami czy w nocy. Dla nich największym stresem teraz będzie powrót do biura i ponowne dostosowanie się do warunków, które nie były w zgodzie z ich naturą.

Pandemia odkryła także głęboko ukryte i nieuświadomione potrzeby. Osoby, które wcześniej uznawały się za zdeklarowanych introwertyków i samotników stroniących od innych ludzi, teraz zaczynają odczuwać ich brak. Okazuje się, że nie chodzi tu o niekomfortowy dla nich bezpośredni kontakt, konieczność rozmowy czy interakcji, ale po prostu obecność.  Świadomość, że jest ktoś w tle. Tacy ludzie, początkowo zachwyceni nową sytuacją, teraz mogą odczuwać cierpienie.

Czy mnie widać?

Dobrodziejstwo techniki staje się także naszym przekleństwem. Większość kontaktów obywa się teraz online, telefonicznie lub za pomocą innych platform komunikacyjnych, jak social media. Spotkania rozpoczynamy nie od tradycyjnego „Co słychać?”, tylko „Czy mnie słychać; czy mnie widać?”. Taki kontakt, siłą rzeczy, jest mniej żywy; technika zabiera nam spontaniczność i autentyczność. Kontakt wzrokowy jest utrudniony, ponieważ patrzymy w kamerę lub ze spuszczonym wzrokiem na rozmówcę
i dlatego trudniej jest odczytywać reakcje i emocje rozmówcy.

Trzeba wypracować sobie nowy schemat rzeczywistości.

Największym teraz wyzwaniem dla wszystkich jest uświadomienie sobie, ze nie znajdujemy się w okresie przejściowym, tylko że jest to nowa rzeczywistość. Wiosną do zmian podchodziliśmy z dystansem starając się przetrwać trudny okres z zaciśniętymi zębami. Teraz okazuje się, że zmiana rzeczywistości staje się faktem i musimy się z tym pogodzić. Trzeba uznać że jest to nowa norma i nauczyć się funkcjonowania w nowej rzeczywistości. I to jest najtrudniejsze, ponieważ wywołuje to w nas dużo buntu, związanego szczególnie z ograniczeniami naszych swobód.

Czy chcemy powrotu?

Zmiany dotyczą także nas samych. Pomimo tęsknoty za biurem, powrót do poprzedniego trybu pracy paradoksalnie u niemałej części osób może wiązać się z ogromnym stresem. Zarówno u osób o silnych osobowościach stadnych, które cierpią z powodu zamknięcia biura i braku kontaktów, jak również u introwertyków pozornie zadowolonych z pracy z domu. Ci pierwsi zdobyli na „online” niezależność i swobodę, których nie chcą ponownie stracić. Samotnicy, po powrocie do biur, będą musieli zmierzyć się z kontaktami interpersonalnymi i konfliktami, z którymi, dzięki pandemii, nie musieli się przez jakiś czas mierzyć. U tych osób obserwujemy tzw. „problem odstawienny”. W trakcie homeoffice stracili wcześniej wypracowane mechanizmy obronne, które przestały być im potrzebne i teraz powrót będzie wiązał się z ogromnym stresem.

Menedżerowie w pułapce

W czasie pandemii rola i odpowiedzialność menadżerów znacznie wzrosła. Zarządzanie rozproszonym zespołem to zupełnie nowe wyzwanie dla kierowników, którzy byli przyzwyczajeni do bezpośredniego nadzoru swoich pracowników. W początkowej fazie podstawową trudnością było zarządzanie pracą zdalną – odpowiednia komunikacja, podział obowiązków, zaufanie i rozlicznie z zadań. Po upływie kilku miesięcy wszyscy, zarówno podwładni, jak i przełożeni, oswoili się już z homeoffice. Teraz menadżerowie borykają się z innego rodzaju stresem. Zarządzanie grupą osób przeżywających problemy, których także osobiście doświadczają kierownicy, to duża pułapka. W takiej sytuacji szef może niebezpiecznie utożsamiać się z pracownikiem, mocniej empatyzować, przeżywać bardziej jego i swoje problemy, czy być podatniejszym na frustrację.

Jesteśmy umęczeni

Obecny czas to ogromny egzamin także dla związków. Pandemia bezlitośnie obnaża podstawy relacji. Jeśli związek zbudowany jest na wątłej bazie, teraz przeżywa głęboki kryzys. Ten problem może dotyczyć nie tylko par, ale także innych relacji jak dzieci-rodzice, rodzeństwo lub przyjaciele. Od kilku miesięcy żyjemy w permanentnym stresie i jesteśmy tą sytuacją umęczeni. Koniecznie trzeba sobie z tego zdać sprawę, ponieważ w takim stanie mamy gorszą zdolność do jasnej oceny sytuacji; nasza uwaga jest mocno rozproszona i nadwyrężona. A związki i relacje to źródło naszej siły i powinny opierać się na wzajemnym wsparciu w trudnej sytuacji. Osobom przeżywającym kryzysy w relacjach rekomenduję obniżenie oczekiwań wobec … siebie. Jeżeli do tej pory uważałam się za mamę na 5 w skali do 6, to teraz obniżam swoje oczekiwania w stosunku do samej siebie i wyznaczam sobie plan minimum – na ocenę 3. Patrzę, co jest dla mnie „wystarczająco dobre” przy posiadanych możliwościach i dostępnych zasobach.

90% naszych doświadczeń to są nasze interpretacje, które dotyczą 10% faktów

Bardzo dużo par przeżywa teraz problemy w życiu intymnym. Udane wcześniej życie seksualne teraz zamiera i pojawiają się wyrzuty i frustracje. Osobom takim doradzam przede wszystkim empatię i zrozumienie dla partnera, który także jest bardzo zmęczony i nadwyrężony przez pandemię. Nasze życie uległo dużej zmianie i, być może, nie mamy potrzebnych nam bodźców, zasobów czy odpowiednich sytuacji aby inicjować zbliżenia.

Zamiast nadinterpretować, że zachowanie partnera świadczy o czymś złym, warto zacząć cieszyć się podstawową bliskością, jak przytulenie czy wspólna herbata. Trzeba świadomie to zauważać i codzienne doceniać się nawzajem: „Widzę że zrobiłeś to dla mnie, doceniam i dziękuję”. Musimy być świadomi, że nie tylko mi jest trudno, drugiej stronie też. Ważne jest wypracowanie serdeczności i świadomość, że to, co było wcześniej normalne, teraz może być wielkim wysiłkiem.

W obecnych czasach prowadzę dużo sesji online, ale są klienci, którzy potrzebują i bardzo sobie cenią osobiste spotkania. Tym osobom proponuję możliwość skorzystania z sesji specjalnych ?

Jak pies stał się terapeutą.

Pewnego razu musiałam do poradni przyjść z moim psem, Jakaroo. Miałam zamiar zostawić go pod opieką naszych recepcjonistów, ale jak tylko pieska zobaczyła moja klientka, zapytała, czy może on towarzyszyć jej na sesji.

I tak się zaczęło.

Obecność i towarzystwo zwierząt często wykorzystywane jest w terapii osób z zaburzeniami sensorycznymi czy zaburzeniami w rozwoju lub przy dzieciach i osobach z dysfunkcją np. wzroku i takie zadania ma pies przewodnik. Natomiast ja w swojej praktyce terapeutycznej zauważyłam, że obecność Jakaroo bardzo pozytywnie wpływa na klientów – czują się swobodniejsi, bardziej zrelaksowani. Pies wprowadza ciepłą i empatyczną atmosferę i, jeśli dla klienta mówienie o pewnych emocjach lub sytuacjach jest trudne, jego obecność to ułatwia. Pies zawsze akceptuje, nie ocenia; on po prostu jest. Przy trudniejszych emocjach klienci mogą mówić wprost do niego lub go pogłaskać. Jeśli wcześniej nie rozmawiali z nikim o trudnych dla nich sprawach i doświadczeniach, pies stanowi pewien bufor i jest dodatkową formą terapii dotykowej. Emocjonalne przytulenie, bliskość zwierzaka działa podświadomie i koi.

Pies stanowi także swojego rodzaju „papierek lakmusowy” stanu psychologicznego klientów. Kiedy na początku terapii klienci napotykają wewnętrzne bariery – ich dotyk jest mocny, urywany, krótki. W miarę upływu czasu głaskanie zaczyna się zmieniać – uspokajać; jest mniej intensywne, spokojniejsze. Pies także inaczej reaguje: staje się bardziej ufny, kładzie pysk na kolanach klienta. Jeśli wyczuwa zdenerwowanie i wewnętrzne napięcie, trzyma się raczej na dystans i obserwuje. Patrząc na psa, klienci, jak w lustrze, widzą swoje emocje i mogą starać się je korygować. To również stanowi element ich terapii.

Mogę śmiało powiedzieć, że w pracy towarzyszy mi drugi doświadczony i niezwykle uważny terapeuta. Wszystkich moich klientów informuję o tym, że jest taka możliwość aby towarzyszył nam pies, który ma także funkcję terapeutyczną. Od decyzji klienta zależy czy Jackaroo bierze udział w sesjach. Z drugiej strony, bardzo liczę się z moim towarzyszem i nie pozwalam, aby za dużo pracował. Każda sesja jest dla Jackaroo przeżyciem i obciążeniem, dlatego dbam o to, aby nie pracował więcej niż trzy godziny dziennie, z przerwami pomiędzy sesjami.